Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski
1234
BLOG

Czy potrzebujemy takiego Mnisterstwa Edukacji?

Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski Rozmaitości Obserwuj notkę 15

Od kilku tygodni głównym tematem oświatowym w polskiej przestrzeni publicznej są kwestie likwidacji i reorganizacji szkół (placówek oświatowych). Zmagają się z nimi lokalne władze samorządowe, trwają konflikty wokół nich, często bardzo gwałtowne. Zdecydowana większość podejmowanych w tej materii działań wynika z prób racjonalizacji wydatków oświatowych. Jakkolwiek jednak byśmy ich nie oceniali, to musi zdumiewać kompletne milczenie w tej kwestii Minister Edukacji Narodowej i jej urzędników. Pomimo iż za organizację sieci szkolnej odpowiadają w pełni lokalne władze, to jednak trudno zrozumieć niezauważanie samorządowych trudności z prowadzeniem oświaty przez ludzi odpowiedzialnych za polską edukację, czyli również za warunki nauczania najmłodszych Polaków. Szczególnie w sytuacji, gdy owe trudności wynikają z fatalnych zasad finansowania lokalnej oświaty, za które odpowiedzialny jest rząd. Obserwując polską rzeczywistość oświatową można stwierdzić, iż to właśnie władze samorządowe próbują zmierzyć się z problemami, których zdaje się nie zauważać MEN. To, co próbują zrobić samorządy to pewnego rodzaju reforma organizacji i finansowania polskiej oświaty publicznej. Tymczasem czytając plan działań minister edukacji Krystyny Szumilas nie znajdziemy w nim problematyki finansowania polskiej oświaty, a także wielu innych spraw o strategicznym dla niej znaczeniu. Można stwierdzić, iż urzędnicy polskiego rządu odpowiedzialni za oświatę zepchnęli te kwestie na samorządy, udając że to nie jest ich problem, co umożliwi im w pewnym momencie zgromienie samorządów za czynienie "nadmiernych oszczędności".

Wszystkie kwestie związane z likwidacją szkół mogłyby przebiegać dużo spokojniej, gdyby istniało rozporządzenie MEN określające warunki, po spełnieniu których szkoła (placówka oświatowa) mogłaby zostać zlikwidowana. Taki akt prawny w połączeniu z ustawowym określeniem minimalnej liczby uczniów prowadzonej przez samorząd szkoły publicznej (innej dla miast i wsi) byłby znakiem, iż mamy w Polsce do czynienia z mądrą decentralizacją zarządzania oświatą, w ramach której wszelkie bieżące kwestie rozstrzyga lokalna władza, ale w obrębie precyzyjnie określonych zasad krajowej polityki oświatowej. Oczywiście powinniśmy także dopracować się w Polsce autentycznego i realnego standardu subwencjonowania z budżetu państwa prowadzonych przez samorządy zadań oświatowych. W sytuacji, gdy nie mamy takich ramowych zasad działania polskiej oświaty publicznej, co roku mamy "powtórkę z rozrywki", czyli pełen konfliktów sezon likwidacji szkół.

Polski system oświatowy cierpi nie tylko na niedofinansowanie, ale również na nieracjonalny sposób wydawania publicznych pieniędzy. Stąd też kluczową kwestią dla jego przyszłości jest poważne zajęcie się właśnie tą problematyką. Mamy w Polsce bardzo rozbudowaną administrację oświatową oraz nieracjonalnie skonstruowany system zatrudniania i wynagradzania nauczycieli. I dopóki te kwestie nie zostaną rozwiązane, to o żadnej poważnej poprawie jakości kształcenia młodych Polaków nie mamy co marzyć. Tymczasem dla ministra edukacji takie problemy nie istnieją, z bardzo prozaicznego powodu - są one nie tylko bardzo trudne, ale także konfliktogenne. Stąd też lepiej udawać, że problemu nie ma, w pewien sposób zmuszając samorządy do jego stopniowego rozwiązywania. Warto jednak wreszcie uświadomić sobie, że tak istotne dla przyszłości państwa i narodu kwestie powinny być rozwiązywane w sposób uporządkowany, bez wikłania ich w bieżący konflikt polityczny. Jest to zresztą obszar spraw, od których generalnie stronią ludzie odpowiedzialni za polską oświatę niezależnie od orientacji politycznej. Tymczasem mamy w Polsce narastający kryzys jakości kształcenia, którego także zdaje się nie zauważać MEN i związana z nim administracja rządowa. Zwraca nań uwagę największa partia opozycyjna, ale równocześnie jej politycy nie mogą uwolnić się od myślenia o szkolnictwie w kontekście biurokratycznego (etatystycznego) modelu działania. Jest to o tyle smutne, iż w latach 2006-2007 w MEN pod kierunkiem ówczesnej wiceminister edukacji dr hab. Sylwii Sysko-Romańczuk podjęto prace nad reformą finansowania oświaty oraz zasad zatrudniania i wynagradzania nauczycieli. Być może, gdyby gabinet Jarosława Kaczyńskiego rządził dłużej, to mielibyśmy dzisiaj zupełnie inną sytuację w oświacie, z jasno określonymi standardami edukacyjnymi oraz z autentycznie motywacyjnym systemem wynagrodzeń nauczycielskich, w którym ich wysokość zależałaby od jakości pracy nauczycieli. Albowiem zmiany w zakresie zasad zatrudniania i wynagradzania polskich nauczycieli powinny prowadzić do preferencji ludzi wykonujących tę pracę z prawdziwym mistrzostwem.

Warto zwrócić uwagę, iż o antynauczycielskie działania oskarżane są przez związki zawodowe najczęściej samorządy, a tymczasem wchodząca do szkół ponadgimnazjalnych od 1 września 2012 r. nowa koncepcja kształcenia ogólnego ("ukochane dziecko" byłej i obecnej minister edukacji) przyniesie wyraźne ograniczenie liczby zatrudnionych w nich nauczycieli, szczególne kłopoty mieć będą chemicy, fizycy, biologowie, geografowie i historycy. Można zastanawiać się dlaczego wokół tej sprawy panuje w Polsce milczenie. Zaaplikowana polskiej oświacie przez ekipę minister Hall, demolująca nasze szkolnictwo podstawa programowa, rozgaszcza się w nim od 1 września 2009 r. praktycznie niezauważana przez obywateli, a jej skutki odczujemy dramatycznie poprzez dalszy spadek poziomu uzyskiwanego przez młodych Polaków wykształcenia. Kryzys jakości kształcenia, jaki coraz mocniej nas dotyka, również nie istnieje dla urzędników MEN. Można wręcz stwierdzić, iż pomiędzy światem wyłaniającym się z ich dokumentów (w tej materii wzorcowy jest zamieszczony na stronie WWW MEN program działań minister Szumilas) a rzeczywistością istnieje silna ujemna korelacja.

Trzeba również zauważyć, iż ostatnio istotne dla Polaków zmiany dotyczące ich dzieci pojawiają się w dokumentach przygotowywanych w ministerstwie finansów. I tak m.in. projektowana jest zmiana zasad dotowania przedszkoli niepublicznych poprzez obniżenie kwoty przypadającej na jednego przedszkolaka. Kwota od której wyliczana jest dotacja obejmować będzie najprawdopodobniej tylko koszt pięciogodzinnego pobytu dziecka w przedszkolu publicznym. W efekcie wyraźnie będą musiały wzrosnąć opłaty za pobyt dziecka w przedszkolu niepublicznym, co może ograniczyć dostępność tych placówek dla dotychczas korzystających z nich dzieci i przyczynić się do likwidacji sporej ich liczby. Jeżeli pamiętamy o brakach miejsc w przedszkolach publicznych, to taka operacja jest jeszcze jednym przykładem bałaganu panującego w zarządzaniu polskimi sprawami przez ekipę Donalda Tuska. Taki zabieg to przykład kolejnych pozornych oszczędności, gdyż wprawdzie zmniejszą się środki publiczne trafiające do przedszkoli niepublicznych, ale nastąpi wzrost bezrobocia i ograniczona zostanie dla grupy dzieci dostępność przedszkoli. Stanie się to na tle szumnych zapowiedzi ministra edukacji o upowszechnianiu edukacji przedszkolnej. Czyli, jak zwykle w rządzonej przez Donalda Tuska Polsce werbalnie będzie świetnie, a rzeczywistość znowu zaskrzeczy.

Jakiegokolwiek istotnego dla młodych Polaków obszaru nie dotknąć, to trudno dostrzec jakąkolwiek sensowną politykę MEN, stąd też może w trakcie oświatowego sezonu likwidacyjnego warto rozważyć kwestię likwidacji ministerstwa edukacji i jego agend. Poczynione w ten sposób oszczędności mogłyby zostać skierowane na zwiększenie wydatków związanych z rzeczywistą edukacją młodych Polaków, a poza tym uwalniając się od urzędników minister Szumilas uchronilibyśmy polskie dzieci przed kolejnymi szkodliwymi dla nich pomysłami w stylu nowej podstawy programowej, czy bałaganu związanego z ich wdrażaniem.

Doktor nauk humanistycznych, absolwent fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Jagiellońskim, dyrektor Studium Pedagogicznego UJ. W latach 1990 - 2002 wojewódzki kurator oświaty w Krakowie, były doradca parlamentarnych komisji edukacyjnych, w latach 1998 - 2001 członek Rady Konsultacyjnej MEN ds. Reformy Edukacji, w latach 1990 - 2002 radny Miasta Krakowa, były wiceprzewodniczący wojewódzkiego krakowskiego Sejmiku Samorządowego. Członek zespołu edukacyjnego Rzecznika Praw Obywatelskich /w latach 2003 - 2010/. Kieruje pracami Komitetu Obywatelskiego "Edukacja dla Rozwoju". Autor projektu "Szkoła obywateli". Zajmuje się badaniami efektywności funkcjonowania systemów oświatowych i szkół, jakości pracy nauczycieli, zasad finansowania edukacji ze szczególnym uwzględnieniem możliwości wprowadzenia do niej mechanizmów rynkowych.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości