Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski
783
BLOG

Znowu potrzebujemy oświaty niezależnej

Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski Rozmaitości Obserwuj notkę 10

Pomimo trwających protestów przeciwko nowej koncepcji kształcenia ogólnego, najmocniej wyrażanych sprzeciwem wobec ograniczania powszechnego nauczania historii w szkołach średnich,  minister Szumilas i jej urzędnicy udają, że "nie ma żadnego problemu". Dla ekipy duetu Hall-Szumilas protestujący nie są godni poważnego potraktowania, są uznawani za osoby, które nie chcą zrozumieć istoty ministerialnych pomysłów. Otóż właśnie dlatego, że doskonale zrozumieli ową istotę, tak zdecydowanie, radykalnie i uparcie protestują. Równocześnie nie można nie zauważyć, iż wsparcie dla rządowych pomysłów edukacyjnych organizują środowiska od lat specjalizujące się w próbach podważania polskiej tożsamości narodowej i uprawiające swoistą pedagogikę wstydu. Ludzie związani z nimi bez ogródek mówią, iż ograniczenie powszechnej edukacji historycznej będzie korzystne, gdyż "wyleczy Polaków z oparów narodowego myślenia". Tak na marginesie, te same osoby nie szczędzą również wysiłków wzmacniających działania śląskich separatystów. Zawsze są one bowiem tam, gdzie podejmowane są działania podmywające polską tożsamość narodową i osłabiające państwo polskie. Można wręcz stwierdzić, że mamy do czynienia z rozwojem w Polsce swoistego antypolonizmu. Jego głównym celem jest pozbawienie Polaków poczucia dumy z własnej historii i roztopienie polskiej tożsamości w mitycznej tożsamości europejskiej. Do realizacji tego celu nowa podstawa programowa edukacji historycznej może okazać się dobrym narzędziem. Skądinąd, gdyby prześledzić publicystykę owego nurtu pedagogiki wstydu, można by dojść do wniosku, że polska historia to ciąg szaleństw i nieprawości, a Polacy niezmiennie ściągali na siebie i na innych rozmaite katastrofy.

Trzeba wyraźnie stwierdzić, że dzisiaj w Polsce mamy do czynienia ze starciem, tych których polskość uwiera ("polskość to - dla nich - nienormalność") z tymi, którzy są z niej dumni i czują silną więź z polską tradycją i kulturą. Dobrze się stało, że w ostatnim okresie z wielu twarzy spadły maski. Dzięki temu część osób dotychczas obojętnych zaczęła zdawać sobie sprawę, że jeszcze trochę, a w Polsce niechętnie będzie przyjmowany brak w genealogii niepolskich przodków. Walka z polskością w Polsce ma długą tradycję, przy czym przed 1990 r. prowadzili ją ludzie, których większość świadomych Polaków traktowała jak renegatów. Tymczasem od dwudziestu kilku lat kontynuatorzy takich działań próbują zdobyć rząd polskich dusz, propagując jakoby nową formę wg nich współczesnego patriotyzmu, czerpiąc wybiórczo z różnych nurtów polskiego myślenia, zgodnie z zasadą:  "jeżeli jest w nich coś krytycznego dla Polski i Polaków to bierzemy to i wzmacniamy". Owi swoiści dekonstruktywiści dokonują zresztą prostego zabiegu, w wyniku którego wszyscy propagujący polskość mają szansę trafić w szeregi faszystów. Najwyraźniej mogliśmy to obserwować w ostatnie Święto Niepodległości na ulicach Warszawy, gdy Polaków niosących flagi narodowe atakowały niemieckie lewackie bojówki, zaproszone przez swoich polskich pobratymców.

Dotychczas front sprzeciwu wobec antypolonizmu w Polsce był słaby i rozproszony. Jednak determinacja ludzi ze środowisk opozycji antykomunistycznej sprawiła, że osoby nie zgadzające się na szarganie pamięci naszych przodków zobaczyły, że nie muszą biernie znosić rozmaitych upokorzeń. Ich heroiczna głodówka wstrząsnęła wieloma Polakami. Teraz mamy do czynienia z ogromnie ważnym momentem starcia, gra toczy się w istocie o naszą przyszłość. Albo uratujemy model dobrej edukacji historycznej dla wszystkich młodych Polaków, albo niedługo okaże się, że polskość będziemy odnajdywać jedynie w nielicznych grupkach starszych osób. Broniąc kształtu edukacji historycznej nie można zapominać, że destruktorzy polskiej oświaty spod znaku Hall-Szumilas uderzają również w dobrej jakości powszechną edukację matematyczno-przyrodniczą. Czyżby pragnęli upodobnić absolwentów naszych szkół do siebie? Musimy zrobić wszystko co w naszej mocy, aby im się nie udało.

Do podjęcia skutecznych działań mamy narzędzia w obowiązujących prawie. Jeżeli władza lekceważy obywatelskie protesty to obywatele powinni zacząć ograniczać wpływ władzy na edukację. Mamy ku temu dwie drogi: możemy zakładać stowarzyszenia obywatelskie i przejmować szkoły publiczne z zachowaniem ich publicznego charakteru, ale możemy również tworzyć i ożywiać rady szkół, a następnie wraz z nauczycielami wprowadzać szkoły w autorskie programy nauczania. Wówczas wprawdzie będą one w dalszym ciągu zobowiązane do realizacji podstawy programowej, ale ludzie bezpośrednio za nie odpowiedzialni będą mogli maksymalnie osłabić jej negatywne skutki. W przypadku edukacji historycznej w szkołach obywatelskich w maksymalnym wymiarze realizowany byłby w ramach bloku "Historia i społeczeństwo" wątek "Ojczysty Panteon i ojczyste spory", czyli uczniowie mogliby otrzymać kurs historii ojczystej, będący ukoronowaniem ich dotychczasowej edukacji. Podobnie nauczyciele przedmiotów przyrodniczych mogliby wówczas w logiczny sposób ułożyć zajęcia bloku "Przyroda". Trzeba również korzystać z możliwości realizowania przez nauczycieli zaproponowanych przez nich wątków, nieujętych w podstawie programowej. W przypadku edukacji historycznej mogłyby one również dotyczyć najważniejszych dla polskiej tożsamości kwestii. Nauczycielskie propozycje byłyby w szkołach obywateli wynikiem wspólnego namysłu nauczycieli i rodziców.

Trzeba od zaraz dokonać obywatelskiej inwazji na szkoły. Jeżeli władza nie chce z nami rozmawiać to ograniczmy maksymalnie jej wpływ na szkoły. Póki co mamy naprawdę poważne narzędzia prawne, aby to uczynić. Przedstawiciele MEN nieustannie podkreślają znaczenie autonomii polskiej szkoły, więc pokażmy im, że potrafimy wypełnić ową autonomię rzeczywistą treścią. W ten sposób możemy zbudować autonomiczne szkoły, realizujące programy nauczania, które będą pokłosiem prac programowych niezależnych od rządu ekspertów. Ekipa duetu Hall-Szumilas nie spodziewa się takich działań, stosując taktykę typowej gry na czas. Związani z nią ludzie liczą na to, iż przetrzymają protesty i wprowadzą szkoły średnie w swoją podstawę programową. Zapominają jednak, że modyfikacje przedmiotów uzupełniających będą mogły być czynione później na poziomie poszczególnych placówek, gdyż interesujące nas tego typu zajęcia pojawią się generalnie w II klasie szkoły średniej. Poza tym nie sądzę, żeby minister Szumilas, znana ze szczególnej "błyskotliwości", przewidziała takie działania obywateli. Kluczowe znaczenie dla nich ma uświadomienie Polakom, zaniepokojonym realizowanymi przez rząd pomysłami, że mogą odebrać szkoły urzędnikom, współpracując w tej materii z nauczycielami.

Przez ostatnie tygodnie mieliśmy do czynienia z pokazem arogancji przedstawicieli rządu w stosunku do obywateli, czas aby obywatele pokazali rządzącym, że nie są zdani na ich dobrą wolę i sami mogą zadbać o dobrą edukację swoich dzieci. Mamy w Polsce znakomite tradycje oświaty niezależnej, czas je odświeżyć. Ośrodkami, od których mogą zacząć się takie ratunkowe działania, powinny stać się szkoły, których nauczyciele i dyrektorzy gremialnie poparli protestujących w Krakowie i w Warszawie. Wsparcia mogą im udzielić eksperci ze środowisk akademickich. Musimy się pilnie odszukać i zacząć wspólnie działać, zdając sobie sprawę, iż będą to działania prowadzone wbrew obecnie rządzącym, ale zgodnie z obowiązującym prawem. W przyszłości, gdy gmach na al. Szucha opuszczą ludzie pokroju duetu Hall-Szumilas, nowy minister edukacji będzie musiał przygotować sensowną podstawę programową. Będzie mógł wówczas skorzystać z doświadczeń szkół obywateli.

 

 

Szanowni Państwo,

pragnę przekazać wszystkim Czytelnikom mojego bloga serdeczne życzenia Błogosławionych Świąt Zmartwychwstania Pańskiego. Niech ten szczególny czas, symbolicznie rozpięty pomiędzy smutkiem Wielkiego Piątku i radością Wielkiej Niedzieli, pomoże każdemu nabrać pewności, że kłamstwo i wszelkie zło musi przegrać z Prawdą i Dobrem.

Serdecznie pozdrawiam,

Jerzy Lackowski

Doktor nauk humanistycznych, absolwent fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Jagiellońskim, dyrektor Studium Pedagogicznego UJ. W latach 1990 - 2002 wojewódzki kurator oświaty w Krakowie, były doradca parlamentarnych komisji edukacyjnych, w latach 1998 - 2001 członek Rady Konsultacyjnej MEN ds. Reformy Edukacji, w latach 1990 - 2002 radny Miasta Krakowa, były wiceprzewodniczący wojewódzkiego krakowskiego Sejmiku Samorządowego. Członek zespołu edukacyjnego Rzecznika Praw Obywatelskich /w latach 2003 - 2010/. Kieruje pracami Komitetu Obywatelskiego "Edukacja dla Rozwoju". Autor projektu "Szkoła obywateli". Zajmuje się badaniami efektywności funkcjonowania systemów oświatowych i szkół, jakości pracy nauczycieli, zasad finansowania edukacji ze szczególnym uwzględnieniem możliwości wprowadzenia do niej mechanizmów rynkowych.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości